Kryzys nie taki straszny, jak go malują
Wszyscy mówią, że kryzys jest straszny a tylko nieliczni wiedzą, że nie musi być straszny. Całe zamieszanie bierze się z braku przedsiębiorczości i elementarnej wiedzy. Już samo określenie „kryzys bankowy” jest równie nietrafione, co „świńska grypa”.
Taka nazwa wskazuje, że całą odpowiedzialność za widmo ogromnej recesji ponosi sektor bankowy. Byłaby to prawda, gdyby rozsypał się w gwiezdny pył pozostawiając gospodarkę w czarnej dziurze. Tymczasem wszyscy tylko lamentują nad swoją sytuacją ekonomiczną. W Stanach Zjednoczonych ludzie rzeczywiście mają nad czym płakać, bo ich system kredytowy okazał się niewydolny.
Jednak trudno powiedzieć, dlaczego w panikę wpada zdecydowana większość naszych przedsiębiorców i polityków. Możliwe, że jest to wywołane ogromną troską jaką otaczają oni swoje firmy i wyborców, jednak moim zdaniem powody są nieco inne (patrz: akapit pierwszy).
Człowiek przedsiębiorczy szuka możliwości rozwoju wszędzie, gdzie jest to możliwe. Pytanie brzmi, czy kryzys jest jedynie kataklizmem przed którym należy się bronić, czy sytuacją stwarzającą nowe warunki rozwoju. Sprawdźmy to na przykładzie z własnego podwórka – jak wiedzie się polskiemu systemowi kredytowemu? Zgodnie z panującą psychozą powinien być na skraju bankructwa.
Fakty są takie, że wraz ze zbliżającym się do Polski kryzysem stopa WIBOR 3M (decydująca o wysokości oprocentowania pożyczek bankowych) zaczęła rosnąć zwiększając tym samym ceny kredytów. WIBOR jest ustalany na podstawie głównej stopy procentowej NBP (referencyjnej), którą Rada Polityki Pieniężnej zaczęła dokładnie rok temu stopniowo obniżać, aż 25 marca spadła do najniższego poziomu w historii Polski (3,75%).
Dwa tygodnie temu RPP ustaliła stopę referencyjną na poziomie 3,50%. Te decyzje spowodowały spadek oprocentowania kredytów o ponad 2 punkty procentowe z 6,63% w czerwcu zeszłego roku do 4,38% dzisiaj. Niespodziewanie światowy kryzys podarował nam najniższe oprocentowanie kredytów jakie można sobie wymarzyć. I to w branży, która kryzys rozpoczęła.
Skoro istnieją pozytywne efekty kryzysu, to znaczy, że nie jest to kataklizm. Niestety większość ludzi o tym nie wie przez co, na przykład, nie zdecydują się na wyjątkowo tani kredyt w czasach kryzysu, czy inne możliwe korzyści. Ten brak wiedzy skutkuje mniejszą przedsiębiorczością i w efekcie pogłębieniem kryzysu. Człowiek prawdziwie przedsiębiorczy nie potrzebuje tanich kredytów, ale nie spocznie dopóki nie znajdzie wszystkich zalet kryzysu z których może skorzystać. Problem polega na tym, że na daremno szukam osoby z takim przedsiębiorczym zapałem w wiadomościach, czy na pierwszych stronach gazet.
Obecnie często słyszymy w telewizji: „nie wiemy jak mocno kryzys uderzy w Polskę”, „nie wiemy jak zapobiegać jego skutkom”. Zgodnie z filozofią kryzysu-kataklizmu wszyscy skupiają się wyłącznie na negatywnych skutkach i własnej niewiedzy.
Brak zysków (czytaj: straty) jest konsekwencją złego toku myślenia. Zyskać moglibyśmy skupiając się na pozytywach oraz tym, co wiemy (lub możemy wydedukować). A wbrew pozorom wiemy sporo, ponieważ sami zasady tego świata ustanowiliśmy. Dla przykładu: całkowicie przewidywalny był spadek cen kredytów, ponieważ RPP nie uczyniła nic niezwykłego obniżając stopę referencyjną. Postąpiła zgodnie z trendem europejskim, który również można było przewidzieć, bo stanowi podstawową reakcję na spowolnienie tempa gospodarczego wywołane kryzysem.
Podobnie można wywnioskować, że kryzys nie wpłynie na nasz kraj zbyt mocno, ponieważ o ile brak liberalizacji (czytaj: zacofanie) spowalnia naszą gospodarkę, to w czasach kryzysu zapewnia nam amortyzację, której państwa w pełni liberalne są pozbawione, czego najlepszym przykładem okazały się niespodziewanie Stany Zjednoczone. Dowodem, że ten tok rozumowania jest prawidłowy może być też stosunkowo dobry obecny stan polskiej gospodarki.
Oczywiście, można zarzucić obu tym teoriom, że nie są twardo oparte na danych ekonomicznych i nie ujmują szerokiego wachlarza zjawisk decydujących o procesach rządzących światową gospodarką – tylko po co? Skoro dane są rozbieżne i nie do zweryfikowania w czasach kryzysu a całość mechanizmów rządzących ekonomią jest nie do ogarnięcia przez człowieka. Czy lepiej jest z założonymi rękami czekać na nadchodzącą recesję, czy posłużyć się dedukcją do zapobiegnięcia jej? Mam nadzieję, drodzy czytelnicy, że odpowiecie na to pytanie inaczej niż nasi politycy.
Skoro już jesteśmy przy korzyściach, to powiedzmy sobie o tym w jak komfortowej (czytaj: umożliwiającej rozwój) znaleźliśmy się sytuacji: Gospodarka Stanów Zjednoczonych wymaga pomocy, Niemieckie PKB skurczyło się o ponad 6 procent, Władimir Putin musi jeździć po kraju aby uniknąć zamieszek a Wielka Brytania chce nawet pozbyć się polskich pracowników.
Osiągnięcie poziomu rozwoju gospodarczego krajów, które nie mają za sobą komunizmu jest nierealne, ale gdyby politycy potrafili kreatywnie i przedsiębiorczo wykorzystać obecną sytuację, to Polska mogłaby wiele zyskać. Jeśli idziesz, kiedy inni się cofają, to znaczy, że biegniesz. Niestety nasz kraj wkrótce znowu będzie tylko stać.
Kryzys stał się w ludzkiej świadomości czymś niepojętym, nieokiełznanym i strasznym. Jest zabobonem symbolizujący ciemnotę XXI wieku. Przedsiębiorczość pomoże Ci otworzyć drzwi do zupełnie innego świata.
Komentarze
Piotr Waydel (niezweryfikowany)
czw., 08/27/2009 - 09:55
Adres
Cześć
Anonim (niezweryfikowany)
pon., 08/31/2009 - 09:24
Adres
Podana strona nie istnieje!
m.toczyski
czw., 09/03/2009 - 18:18
Adres
jest jeszcze na tej stronie: